piątek, 11 października 2013

Rozdział I

Zimny i burzowy listopad nie pozwalał zapomnieć o nadchodzącej zimie. Deszcz nie przestawał padać od rana. Wąską, zalaną uliczką w pośpiechu szły dwie zakapturzone postacie. Wymijając zręcznie wszystkie nie przestające rosnąć kałuże dotarły do celu i kucnęły pomiędzy dwoma dużymi krzakami. Na ziemi leżała warstwa zleżałych, ciemnobrązowych liści. Trwały w bezruchu przez parę minut.
- Myślisz, że nas widać? - pulchna piegowata twarz wyjrzała zza żółtego kaptura i zwróciła się w stronę przeciwnej strony ulicy. Rozejrzała się po oknach małych domków. 
- No, ciebie na pewno. Mogłabyś na lotnisku dawać znaki samolotom.
- Przestań, przecież wiesz, że nie miałam nic in...
- Cicho, chodź. 
Ledwie widoczna, czarna, zakapturzona, postać wyszła zza łysych krzaków i ruszyła na wpół zgiętych nogach w stronę czarnej bramy. Żółta ruszyła tuż za nią. 
- Kurwa, zamknięte - powiedziała pierwsza dotykając kłódki.
- Co teraz?
- Obejdziemy ogrodzenie dookoła, najwyżej będziemy górą próbować. Chodź - ruszyła.
- Górą...? Nie dam rady górą - podniosła oczy na czarne, metalowe dwumetrowe ogrodzenie zwieńczone ostrymi grotami.
- Ada, cholera, chciałaś iść, to teraz nie panikuj.
- Nie chciałam.
- No, dobra, ja chciałam. Ale ty dobra dziewczyna jesteś i nie po to poszłaś dla mnie, żeby mi teraz dupę truć. No chodź - pociągnęła Adę za żółty rękaw.
Szły gęsiego wzdłuż wielkiego ogrodzenia, mijając kolejne krzaki i zwiędłe rośliny.
- Ej - szepnęła Ada, ale deszcz ją zagłuszył - Ej! Marta, patrz, patrz, tutaj!
Marta odwróciła się będąc już parę metrów dalej.
- Eeeeeej, ekstra, damy radę - powiedziała uśmiechnięta widząc lukę w ogrodzeniu -To próbujemy. Idź pierwsza.
- Nie zmieszczę się...
- Zmieścisz się, jeśli nie chcesz stracić dziewictwa z którymś z tych szpikulców na górze. Idź.
Ada zdjęła żółty płaszcz przeciwdeszczowy, z pod spodu kurtkę i grubą bluzę.
- Trzymaj - wręczyła ubrania Marcie.
Deszcz padał coraz mocniej, Ada czuła jak jej koszulka z chwili na chwilę staje się bardziej mokra. Przełożyła głowę przez lukę, problem napotkała przy klatce piersiowej.
- Haha, mówiłam, ze te cyce cię kiedyś zabiją.
Ada mimowolnie parsknęła śmiechem. Po chwili jednak zawzięła się i przecisnęła dalej.
- Ała, bolało - skrzywiła się łapiąc równowagę w błocie.
Marta podała jej ubrania. Zdjęła swoją kurtkę i sweter, przewiesiła przez ogrodzenie, po czym przecisnęła się bez większego problemu przez wyrwę.
- Trzeba było u Bozi stać w kolejce na przykład po rozum, a nie cycki.
- Nigdy nie przestaniesz zazdrościć.
Skrzywiona Marta ubrała się i cały czas przedrzeźniając Adę pod nosem ruszyła, wychylona do tyłu udając, że niesie przed sobą dwa ogromne arbuzy.

*

Brodząc po kostki w błocie, mijając grządki z martwymi kwiatami dotarły pod drzwi. Weszły po murowanych schodkach i schroniły się pod zapadniętym, drewnianym daszkiem. Patrzyły na zabite drewnianymi deskami drzwi. Gdzieniegdzie wystawały powyginane gwoździe. Niektóre deski porósł mech.
- Więc znowu zapytam: co teraz?
Marta zajęta dotykaniem desek w poszukiwaniu poluzowanej nie usłyszała pytania. Myślała przez chwilę po czym ruszyła bez słowa wzdłuż budynku. Ada westchnęła ciężko przewracając oczami, założyła z powrotem kaptur i ruszyła za nią. Marta szła wzdłuż domu dotykając po drodze każde napotkane okno. Okrążyły budynek i wróciły pod drzwi.
- Cholera, jak oni tu weszli? - spytała zrezygnowana - Zadzwoń do nich.
- Dzwoniłam, nie mają zasięgu.
- Pewnie siedzą w piwnicy, żeby nie było ich widać... Patrz! - wycelowała palcem w górę.
Ada podążyła wzrokiem we wskazane miejsce. Deszcz padał jej prosto w oczy, mrugała usiłując złapać ostrość. W końcu zobaczyła. Otwarte okno na piętrze. Gdy opuściła głowę Marty już koło niej nie było. Zobaczyła ją w oddali, ciągnącą po błocie niewielką, starą, drewnianą drabinę. Pobiegła jej pomóc. Postawiły drabinę pod oknem, Marta od razu na nią wskoczyła i w mgnieniu oka zniknęła w oknie na piętrze. Ada patrzyła w górę mrużąc oczy.
- Marta...! - próbowała przekrzyczeć deszcz - Marta! - stała chwilę w bezruchu.
Marta pojawiła się w oknie.
- No czego już panikujesz? Pakuj się tutaj. - powiedziała i znów zniknęła.
Ada ruszyła ostrożnie po starej, mokrej drabinie, delikatnie stawiając każdy krok. Zastanawiając się  czy spróchniała drabina wytrzyma jej ciężar weszła na górę. Przeszła przez parapet i stanęła w kałuży pod oknem. Mrugała, przyzwyczajając oczy do ciemności. Pokój wypełniony był meblami z ciemnego drewna i dziesiątkami zakurzonych przedmiotów. Wszystko pokryte było pajęczynami. W kącie na podłodze leżały książki poukładane w stosy. Przez okno wpadało światło księżyca oświetlając nieco pomieszczenie. Zobaczyła w drugim końcu pokoju zarys Marty.
- Patrz... ile książek, jakie stare - przeglądała zakurzone stosy.
- Gdyby były cokolwiek warte, ktoś by je już stąd wyniósł.
- Rok 71, 84, 73... 25! A ten modlitewnik jest z 1882! Niesamowite... Dlaczego to tu wszystko leży? - zdejmując pajęczyny przeglądała kolejne stosiki.
- O czym te książki? - zapytała Ada podchodząc do niewielkiego, starego kredensu.
- Głównie chyba religijne...
Ada sięgnęła na półkę na której coś ją zainteresowało. Wzięła do ręki zimny, błyszczący łańcuszek i podeszła do okna żeby dokładniej mu się przyjrzeć. Na srebrnym łańcuszku z dużymi ogniwami wisiał duży błyszczący krzyż.
- Co tam masz? - Ada podskoczyła jak rażona prądem.
- Jezu, nie strasz mnie!! Nie tutaj.
- Nie krzycz na mnie, myślałam, że mnie widzisz. No wiec, co tam masz?
- Krzyżyk.
- Ktoś chyba sobie zrobił tutaj mini-sanktuarium. Jak wrócę do domu to sobie poszukam czegoś na temat tego domu. Ty coś czytałaś?
- Nie, jakbym wyczytała, że jest nawiedzony to w życiu bym tu nie przyszła, a obiecałam.
- Kochana - Marta uśmiechnęła się ciepło i pociągnęła Adę za rękaw płaszcza - Chodź, poszukamy ich. W ogóle ich nie słychać.
Gdy przekroczyły próg Adę zaczął ogarniać co raz większy strach. W korytarzu panowała całkowita ciemność. Deszcz dudnił co raz mocniej w dach budynku, dając wewnątrz głuchy pogłos. Marta szła przodem, powoli, ale pewnie. Zawsze zazdrościła jej odwagi. Marty nigdy nie obchodziło zdanie innych, nie wstydziła się niczego. Była głośna, roześmiana, zawsze otoczona łańcuszkiem znajomych.
- Żyjesz tam z tyłu? - szepnęła.
Szły gęsiego trzymając się za ręce.
- Żyję, ale chcę stąd wyjść.
- Przestań, będzie fajnie, tylko musimy ich znaleźć. Pewnie się gdzieś na nas zaczaili.
- Serio? W takim miejscu chcą nas jeszcze straszyć?
- Móżdżek wielkości orzeszka, wiesz. Mentalnie parę lat za nami, nie dziwię się, że panny w naszym wieku lecą na trzydziestolatków.
Ada uśmiechnęła się pod nosem na chwilę zapominając gdzie jest.
- Uważaj.
Stały u szczytu schodów. Marta wymacała na oślep poręcz i ruszyła powoli znajdując stopami kolejne stopnie. Skrzypienie starego drewna rozchodziło się po całym domu.
- Debilki!!
Adzie serce podskoczyło do gardła.
- Debilki, debilki, debilki!! - Marta pukała się w czoło - Dlaczego nie świecimy telefonami? - zaczęła grzebać po kieszeniach.
Strach Ady szybko przeszedł w śmiech. Marta znalazła telefon i zaczęła szukać